piątek, 1 listopada 2013

Rozdział 4



Następnego dnia obudziłam się lekko otumaniona. Leżałam skulona na łóżku, okryta tylko białym ręcznikiem, którym opatuliłam się po wczorajszej kąpieli, a w dłoni zaciekle ściskałam swój telefon. Byłam tak zmęczona wczorajszą rozmową z Harrym, bolesnymi wspomnieniami i płaczem, że z miejsca usnęłam jak dziecko. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 9:05.
-Jasna cholera, spóźnię się do pracy!- wykrzyknęłam zaaferowana. Pędem zerwałam się z łóżka, wyciągnęłam z szafy bieliznę oraz byle jaki T-shirt i jasne dżinsy. Pobiegłam do łazienki, przemyłam twarz chlustem zimnej wody, rozczesałam włosy i spięłam je w wysoki kucyk; jako makijaż nałożyłam tylko czarny tusz do rzęs i błyszczyk w kolorze malinowego różu. Wróciłam do sypialni, chwyciłam torebkę, wrzuciłam do niej telefon, po czym zbiegłam na dół, wyszłam z domu i zamknęłam drzwi na klucz. Ile sił w nogach pognałam w stronę restauracji.
-Muszę zdążyć, muszę!- powtarzałam uparcie w myślach. Big Ben wskazywał 9:20. - Mam tylko 10 minut!- pisnęłam spanikowana i przyśpieszyłam bieg. Zaczynałam już opadać z sił, kiedy tuż obok w wolnym tempie przejeżdżał samochód.
Czarne. Sportowe. Porsche.
Czyżby…
-Potrzebujesz podwózki, Grace?
…To był Harry.
-Nie! NIC od ciebie nie potrzebuję!- wykrzyknęłam wściekle bez namysłu.
-A może jednak? Nie byłoby przyjemnie, gdybyś nie zdążyła…- ciągnął Styles ze sztuczną uprzejmością.
Przypomniałam sobie słowa Ryana, mojego szefa, kiedy przyjmował mnie do pracy zaledwie półtora roku temu:
„Mam nadzieję, że będę mógł na tobie polegać. Największą rzeczą, której nienawidzę i nie toleruję jest niepunktualność, więc lepiej wystrzegaj się tego jak ognia. Jedno potknięcie i mogę nie być taki miły.” Jak dotąd udawało mi się sumiennie spełniać to polecenie, bo nigdy nie byłam typem guzdrały, ale akurat dziś wyjątkowo czas nie płynął na moją korzyść.
-Proszę…- Harry otworzył drzwi od strony pasażera. -To tylko parę przecznic. No wsiadaj, no…- powiedział wręcz błagalnie, z zawadiackim uśmiechem, który wywołał pojawienie się uroczych dołeczków w jego policzkach.
Niepewna, zerknęłam na zegar. Była już 8:25.
-Ugh, kurwa, niech ci będzie!- warknęłam niezbyt przyjaźnie i wsiadłam do auta.
-Dobra decyzja- zachichotał Harry i mocno nacisnął pedał gazu. -Co ty byś beze mnie zrobiła?- zapytał ironicznie, kręcąc kosmyk swoich loków na palcu. Spostrzegłam, że udawała mnie, kiedy się zamyślam.
-Nie zmarnowałabym 2 lat życia i swojego zdrowia.- odparłam uszczypliwie, zauważając, że podjechaliśmy pod moje miejsce pracy. Jego wóz był na serio szybki.
-Dziękuję.- rzuciłam z przekąsem wysiadając z auta i pobiegłam do restauracji. Myślałam, że Hazz mnie zatrzyma, lub skomentuje moje negatywne zachowanie, ale tym razem chyba się powstrzymał.
-Proszę bardzo, zawsze do usług!- odkrzyknął radośnie, ruszając dalej ulicą.
Chyba ma dziś wyjątkowo dobry humor, bo tym podobne zachowanie było u niego rzadkością, a raczej wspomnieniem z dawnych lat…


Wbiegłam do budynku głównym wejściem, by tracić czasu na okrążanie restauracji i dostawanie się tam tylnym.  Pociągnęłam przeszklone drzwi i od razu wbiegłam na zaplecze, wrzuciłam torebkę do służbowej szafki, zawiązałam w pasie czarny fartuszek, przypięłam firmową plakietkę z moim imieniem i będąc już gotowa stanęłam za barkiem.
-A gdzie podziewa się…- dobiegł mnie głos szefa z magazynu. Chwile później pojawił się przed moją ladą.
-…Grace, jesteś! Igrałaś z ogniem, ale udało ci się. Miałaś dobry czas.- zaśmiał się Ryan, wskazując na zegarek. -Jest 9:29, masz jeszcze minutkę dla siebie.- zabawnie mrugnął do mnie i odszedł do swoich spraw, a ja odetchnęłam z ulgą.

Mój szef był całkiem fajnym gościem. Całkiem przystojny, bystry, z poczuciem humoru. Miał talent i zamiłowanie do interesów, więc jakiego biznesu by się nie chwycił- wyciągał z niego duże zyski. Był tak wyrachowany, jakby spędził na takiej robocie już dobre trzydzieści pięć lat, choć on sam miał zaledwie 26. No, a ta jego obsesja na punkcie punktualności… Bywa trochę męcząca, ale chyba już zdążyłam się przyzwyczaić. Nie mam co narzekać, skoro to najwyraźniej jedyny minus tej pracy.

Dwie godziny później, kiedy zdążyłam już poustawiać krzesła i wysprzątać całe pomieszczenie, drzwi restauracji otworzyły się po raz setny tego dnia i pojawiła się w nich para z małym dzieckiem. Podeszłam do nich i wskazałam dwuosobowy stolik z dostawianym, wysokim krzesełkiem dla maluszka. Następnie podałam im karty i w oczekiwaniu na ich wybór wróciłam do pomieszczenia dla pracowników. Spotkałam tam nikogo innego jak Rose, która szybko i niezdarnie wiązała fartuch.
-Hej Grace.- wymamrotała.
-Hej Rosie.- odparłam zdrobniale. -Ktoś tu się spóźnił…- drażniłam się z nią.
-Oh, nie przypominaj mi!- odfuknęła.
-Ha ha, spokojnie, ja też o mały włos bym nie zdążyła.
Na zapleczu pojawił się Ryan, spojrzał na Rose i zmieszany wydusił z siebie „Hej”. Uśmiechnął się do niej słodko, spuścił wzrok i wyszedł. Nie było ani słowa o jej ponad 15 minutowym spóźnieniu, żadnej pogadanki, reprymendy, gróźb, zwolnienia. Nic, tylko te uśmieszki i spojrzenia. Chyba się w sobie bujają, dlatego Ryan przymknął oko na jej wykroczenie.
-Co to było?- zachichotałam do Rose, opierając rękę na biodrze.
-No… Nic… O c… co ci chodzi…?- wyjąkała speszona. Na jej ustach pojawił się cień uśmiechu.
-Coś się między wami święci…- powiedziałam tajemniczo. –Widzę to.- dokończyłam z szelmowskim uśmiechem i wróciłam z powrotem do klientów. Młoda para z dzieckiem zdecydowała co chcą zamówić, więc podeszłam do nich i zaczęłam notować.
-Ja poproszę bruschetty z pomidorami i bazylią, a do tego risotto z kurczakiem.- zaczęła jasnowłosa kobieta.
-Dla mnie pieczony filet z łososia z brązowym ryżem.- zadecydował jej partner.
-Możemy jeszcze prosić kisiel dla naszego synka?- zapytała znowu blondynka, na co około dwuletni chłopczyk uśmiechnął się uroczo, ukazując jedyne cztery ząbki.
-Oczywiście, zaraz będzie gotowe.- odpowiedziałam uprzejmie i poszłam na kuchnię, by zanieść zamówienie szefowi kuchni.
Nasz kucharz Charlie stał właśnie przy kuchence i energicznie mieszał
jasnobrązową ciecz, zapewne przygotowywał sos do pieczeni.
-Z czym przychodzisz?- zagadnął i odwrócił się w moją stronę.
Risotto i łosoś, dla ciebie łatwizna.- odparłam z uśmiechem podając mu karteczkę, z bardziej szczegółowym opisem dań, którą zanotowałam. -A do tego obowiązkowo kisiel, ale przestudzony, dla maluszka.
-Przyszli z dzieckiem?
-Tak, uroczy chłopczyk. Choć nie tak jak słodki jak Aiden.- przyznałam na wspomnienie ślicznego bratanka Charliego, którego miałam okazję poznać tydzień temu. Właściwie, był on jednym z najładniejszych bobasów jakie kiedykolwiek widziałam.
-No wiadomo, w końcu mały odziedziczył urodę po wujku.- zachichotał Charles i zabrał się za łososia.
-Zauważyłaś, że coś iskrzy między Ryanem i Rose?- zmienił temat  Joel, pomocnik kuchenny.
-Oczywiście! To moją najlepsza przyjaciółka, zawsze widzę kiedy coś się święci.- zaśmiałam się. -Niecałe pół godziny temu nasz szef nie zrobił żadnej awantury o jej piętnastominutowe spóźnienie.
-Żartujesz?!- zdziwił się Charlie przenosząc wzrok z patelni mnie. -To do niego niepodobne.- pokręcił głową w zamyśleniu.
-Tak to jest kiedy ktoś się zakocha, przestaje być całkiem sobą i nie myśli logicznie.- stwierdził trafnie Joel .
-Świetnie to ująłeś.
-A co powiecie na małe spotkanie dziś wieczorem? Cała nasza pracownicza ekipa, pogadalibyśmy, napili się wina. Może udałoby nam się spiknąć Rosie z Ryanem…- przedstawił swój pomysł Charles.
-Genialny pomysł, o ile reszta ma wolny czas.- przytaknął Joel.
-Ja jestem dziś wolna i z chęcią przyjdę. Uproszę Rose, żeby też z nami poszła.- postanowiłam.
-Ale jak ściągniemy tam naszego szefuńcia?- zapytał kucharz z uśmiechem.
-Zarzucimy przynętę a on połknie haczyk…- zachichotałam, na co chłopaki spojrzeli na mnie zdziwieni. –Mam na myśli, że skoro uda mi się przekonać Rosie, to ona sama zaciągnie tam Ryana.- powiedziałam rozkładając ręce, jakby mój pomysł był oczywistą oczywistością.
-Ty to masz łeb!- Joel pochwalił moją dedukcję.
-Ach, nie schlebiaj mi tak, bo od tych pochwał rozpłynę się jak masełko na tym łososiu!- zachichotałam, udając gorąco. –Który już dawno powinien leżeć na stoliku nr 3 i być pałaszowany przez tamtego faceta, więc lepiej się pośpiesz Charlie!- ponagliłam go, lekko uderzając kuchenną ścierką.
-Tak jest!- odparł Char stając na baczność i salutując mi. –Może się pani odmeldować, kisiel i risotto gotowe!
-Dobra robota szeregowy!- odpowiedziałam mu tym samym i poszłam zanieść dania klientom.
Znajdując się już na sali podeszłam do klientów.
-Proszę bardzo.- powiedziałam uprzejmie podając kobiecie bruschetty.
-A to dla małego księcia.- uśmiechnęłam się do około rocznego chłopczyka, stawiając przed nim kisiel.
-Brrrr… Datatatata…- odpowiedziały mi urocze, niezrozumiałe odgłosy.
-Reszta zamówienia będzie gotowa za chwileczkę.- oznajmiłam i wróciłam za kawiarnianą ladę.
Na Sali mignęła mi zgrabna sylwetka Rose, przemieszczająca się między stolikami.
-Rosie!- zawołałam ściszonym głosem, aby nie przeszkadzać gościom lokalu. Przyjaciółka podeszła do mnie i oparła łokcie o szary blat.
-Co tam? O co chodzi?
-Pomyśleliśmy z chłopakami, że moglibyśmy wybra
ć się gdzieś razem dziś wieczorem, takie kameralne spotkanie całą pracowniczą ekipą. Może mogłabyś wpaść?
-Hmmm...- zamyśliła się.
-No proszę Rose, tak dawno nigdzie nie wychodziliśmy, rozerwijmy się trochę.- posłałam jej błagalne spojrzenie. Wreszcie w odpowiedzi skinęła głową, na co moją twarz rozjaśnił promienny uśmiech.
-No dobrze, może by
ć fajnie.- przyznała niepewnie.
-Super! Nie pożałujesz, uwierz mi, będzie świetna zabawa.- zapewniłam ją.- Ale...
-Jest jakieś "ale"?- przyjaciółka zachichotała nerwowo.
-Mogłabyś zaprosi
ć Ryana?
Zaskoczona moimi słowami Rose upuściła szklankę, która z hukiem roztrzaskała się o podłogę. Zachichotałam, rozbawiona jej zdenerwowaniem i pomyślałam z uśmiechem: "To zdecydowanie będzie niezapomniany wieczór."
__________________________________

Na wstępie:
Wybaczcie, że musieliście tak długo czeka
ć, ale miałam nawałnicę zajęć, głównie nauki, także nie miałam czasu dla siebie ;-; Niestety z tych samych powodów nie mam pojęcia kiedy uda mi się wstawi
ć kolejny rozdział :/ Przepraszam. Mam nadzieję, że ten się podoba.
Aaaaa, no właśnie...
Do zakładki "Bohaterowie" doszły nowe osoby! Mianowicie Rose, Ryan, Charlie i Joel. Zapoznajcie się z nimi, na pewno się polubicie ;)
Do następnego razu kochani. xx

8 komentarzy:

  1. G.E.N.I.A.L.N.E ! Kocham kocham. kocham <3

    /Ann

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że na rozdział trzeba będzie poczekać, ale rozumiem:)
    A rozdział bardzo mi się podobał:)

    OdpowiedzUsuń
  3. kocham kocham kocham kocham dzieki za cudny rozdział i prosze informuj mnie nadal na facebooku ;)~Twoja Ewcia;******

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny blog :) Twój styl pisania jest nfhjsgchjds <3 :* Fabuła ff jest genialna, bohaterowie nieziemscy <3 IDEALNY BLOG <3

    [Spam] http://harry-styles-dark-angel-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne, już nie mogę się doczekać następnego. oby pojawił się szybko!
    zapraszam do czytania i komentowania! http://die-please-die.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Super oczekuje szybko nexta ^^
    #LoLa

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniałe ! <3

    OdpowiedzUsuń